Seszele: łączność i internet

Źródło: airtel.sc

Mimo że Seszele są na mapie dość oddalone od najbliższego "większego" lądu (do Somalii jest ponad 1000 km), to komunikacja ze światem działa tam tak samo, jak w każdym innym kraju. Jeśli chcecie korzystać z internetu, najbardziej opłacalną opcją jest kupno startera lokalnej telefonii.

Na Seszelach dostępne są dwie sieci komórkowe: Cable & Wireless (barwy niebieskie) i Airtel (barwy czerwone). Nie znalazłem jednoznacznej opinii, która ma lepszy zasięg. Ja zdecydowałem się kupić starter C&W, ponieważ kosztował mniej.

Jak i pozostałe rzeczy na wyspach, startery również nie należą do najtańszych. Za swoją kartę zapłaciłem 20 EUR i w pakiecie otrzymałem 25 SCR środków na rozmowy i 2 GB internetu. Dla porównania, starter Airtel zapewnia 3GB internetu, ale kosztuje 10 EUR więcej. 

Startery można kupić od razu po przylocie, ponieważ stoiska obu sieci znajdują się tuż przy wyjściu z lotniska. Podobno ceny na mieście są trochę niższe, ale karty są dostępne tylko w salonach operatorów, których na wyspach jest niewiele. Dlatego jeśli nie macie pewności, że znajdziecie taki w okolicach swojego pierwszego noclegu, lepiej już zaopatrzyć się w starter od razu po przylocie.

Ponieważ chcieliśmy trochę zaoszczędzić, na początku kupiliśmy tylko jeden starter, by mieć podstawowy dostęp do internetu. Ponieważ jednak ciągłe robienie z telefonu hotspota, by współdzielić sieć, było dość uciążliwe (drenuje to baterię), po kilku dniach kupiliśmy też drugi starter. Tym razem wybór padł na Airtel i ich kartę SIM ważną 7 dni. 

Jeśli chodzi o zasięg, to nie odczuliśmy dużych różnic pomiędzy obiema sieciami. Jedyne miejsce, w którym na chwilę straciłem sygnał z kartą C&W, to północne La Digue. W każdym innym punkcie na wyspach zasięg był zadowalający.

Prędkość internetu mobilnego na Seszelach jest wystarczająca do wszystkich zastosowań. Wszystkie miejsca noclegowe w których byliśmy, oferowały także WiFi, choć akurat ono nigdzie nie należało do najszybszych. Mimo to, dzięki niemu mogliśmy trochę zaoszczędzić na własnych pakietach i spokojnie wystarczyły one do końca wyjazdu. 

Pytania i odpowiedzi

Jakim cudem 2GB internetu wystarczyło Ci na prawie 2 tygodnie?

Doświadczenia ze stacji polarnej ;) Na mieście korzystałem z internetu głównie do wyszukiwania informacji lub wyznaczania trasy. Jeśli nie potrzebowałem sieci, zwyczajnie wyłączałem w telefonie przesył danych komórkowych.
Dodatkowo, w opcjach telefonu wyłączyłem opcję aktualizacji po sieci, włączyłem tryb oszczędzania danych i ustawiłem alerty, które ostrzegą mnie po przekroczeniu określonej liczby zużytych megabajtów. Wszystko po to, by uniknąć sytuacji, że jakaś aplikacja niepostrzeżenie "zje" cały internet.
Z Instagrama i YouTube korzystałem głównie tam, gdzie było WiFi. Mam aktywne u siebie YouTube Premium, więc filmy mogłem pobierać zawczasu i odtwarzać później bez internetu.

 

Seszele: wynajem auta

Seszelskie wyspy nie należą do największych, ale zdecydowanie warto wypożyczyć tam auto. Mimo dość rozbudowanej siatki połączeń autobusowych, w niektóre zakątki Mahe i Praslin można dojechać tylko własnym transportem. 

Jazda autem na Seszelach jest wyjątkowym przeżyciem dla kogoś, kto do tej pory jeździł tylko po (zachodnio)europejskich drogach. Jeśli ktoś miał przyjemność objechać autem Maderę (którą uważa się za wyzwanie dla turystów-kierowców), ten na Seszelach poczuje podobne klimaty.

Muszę jednak przyznać, że mimo tych doświadczeń, tutejsze drogi kilkukrotnie mnie zaskoczyły. Podczas gdy na Maderze niektóre wąskie i strome odcinki potrafiły przyprawić o zawrót głowy, tak tutaj kilkukrotnie mówiłem pod nosem: "jak oni tu w ogóle podjeżdżają"?

Miejscowi poruszają się tutaj małymi autami segmentu A, ponieważ jazda się czymś większym może być problematyczna. Seszelskie drogi są w większości wąskie, kręte, strome i często niezabezpieczone poboczem. Gdy więc jedziesz wysokim nabrzeżem, które za skrajem jezdni kończy się pionową ścianą o którą już rozbijają się fale, to mocniej przełykasz ślinę. Nie chcę jednak sprawiać wrażenia, że drogi na Seszelach to raj dla samobójców - wystarczy zachować trochę więcej skupienia podczas jazdy i nawet da się z tego czerpać przyjemność. 

Gdy już pokonasz górskie drogi, odsłonią się przed Tobą m.in. takie widoki


Jazda na Mahe i jazda na Praslin to dwa różne światy
. Na Mahe ruch jest gęsty i po ulicach gnają autobusy, ale drogi wydają się lepiej zabezpieczone i na tyle szerokie, by zmieściły się na nich dwa auta. Momentów, w których musieliśmy hamować, by przepuścić autobus, było może kilka. Na Praslin często jesteś jedynym autem na drodze w zasięgu wzroku, ale drogi są bardziej wymagające. Niektóre podjazdy są szalenie strome i do tego zakręcają w niespodziewanych miejscach. Drogi są też zdecydowanie węższe. Jak na złość, na Praslin dostaliśmy na wypożyczenie miejskiego SUV-a, więc pierwszy dzień jazdy był dość stresujący. Potem już częściowo przyzwyczailiśmy się do lokalnych warunków, a częściowo zaczęliśmy trzymać się głównych dróg.

Kolejną rzeczą, na którą trzeba tutaj uważać, jest poruszanie się po zmroku. Większość dróg (również w terenie zabudowanym) jest nieoświetlona i nie posiada chodników ani pobocza - piesi więc poruszają się skrajem jezdni i nie widziałem nikogo, kto nosiłby jakiś element odblaskowy. Ponieważ teren jest górzysty, łatwo zostać oślepionym przez nadjeżdżające z naprzeciwka samochody

Mimo warunków, które potrafią zaskoczyć europejskiego kierowcę, Seszele są krajem z bardzo niskim współczynnikiem wypadków drogowych. Prędkości nie są duże, a na drogach wystarczy zachować dodatkową czujność.

Ruch na Seszelach jest lewostronny a większość aut w wypożyczalniach posiada automatyczne skrzynie biegów. Ponieważ nigdy nie jeździliśmy ani po lewej stronie ani automatem, wydawało się nam to karkołomnym zadaniem. Gdy każde z nas siadło wreszcie za kółkiem, wystarczyło kilka chwil, żeby załapać nowy system. Jedynym problemem było okazyjne włączanie wycieraczek zamiast kierunkowskazu (tak, ich dźwignie też są na odwrót!).

Wypożyczenie auta kosztuje od 40 do 60 EUR za dzień, zaś minimalny okres wypożyczenia to co najmniej 2 pełne doby. Polecam zarezerwować auto przez internet. My zrobiliśmy to ok. 3 miesiące przed przylotem.

Pytania i odpowiedzi

Jakie auta wypożyczyliście?
Zarówno na Mahe jak i Praslin korzystaliśmy z usług wypożyczalni BlissCarHire. Na Praslin dostaliśmy do dyspozycji Toyotę Urban Cruiser, która wydawała mi się nieco za szeroka na tutejsze drogi, choć auto samo w sobie było bardzo wygodne. Na Mahe dostaliśmy z kolei małego Hyundaia i10. To auto nie robiło już może takiego wrażenia, ale do poruszania się po wyspie w zupełności wystarczyło. W obu przypadkach proces zwrotu i odbioru auta był bezproblemowy.

Czy mieliście jakieś niebezpieczne sytuacje za kierownicą?
Ponieważ oboje raczej nie szalejemy na drodze, to uniknęliśmy groźnych akcji. Największym wyzwaniem były niektóre zwężenia i podjazdy, które wymagały większego skupienia za kółkiem.


Seszele: transport publiczny

Nasz pobyt na Seszelach mieliśmy starannie zaplanowany. Niestety, nasze linie lotnicze zrobiły nam niemiłą niespodziankę i odwołały lot z Polski. System rezerwacyjny Turkish Airlines wygląda jak kiepski żart, ale za to obsługa klienta stoi u nich na wysokim poziomie i ostatecznie udało nam się zdobyć miejsca na lot 2 dni wcześniej

To jednak trochę namieszało w naszym programie. Planowaliśmy nasz pobyt na Seszelach zacząć od La Digue, potem spędzić kilka dni na Praslin i naszą podróż skończyć na głównej wyspie, Mahe. W nowej konfiguracji zyskaliśmy na początku wyjazdu 2 noclegi na Mahe, ale ponieważ większość noclegów na Bookingu była już zarezerwowana, musieliśmy zdać się na to, co zostało. Ostatecznie wybór padł na mały pensjonat na wschodzie wyspy (który swoją drogą polecam jako budżetową opcję na nocleg).

Poza La Digue, gdzie wszyscy poruszają się na rowerach, wszędzie mieliśmy już załatwiony wynajem auta. Ponieważ w większości wypożyczalni na wyspach minimalny okres wypożyczenia auta to 3 dni, stwierdziliśmy, że podczas naszego pierwszego pobytu na Mahe albo spróbujemy wypożyczyć coś na miejscu "po znajomości" lub skorzystamy z komunikacji publicznej, która podobno jest dość dobrze zorganizowana na wyspie.

Po przylocie i zakwaterowaniu zwróciliśmy się do naszego gospodarza w sprawie wynajmu auta, lecz niestety nawet on używając swoich kontaktów nie znalazł nikogo, kto byłby w stanie użyczyć samochód na krócej niż 2 pełne doby. Pozostała nam więc komunikacja publiczna, co było świetną okazją by sprawdzić, jak na co dzień poruszają się ludzie w tym małym kraju.

Autobusy

Na Mahe i Praslin operatorem komunikacji publicznej jest firma SPTC, której busy docierają do głównych punktów na wyspach. Bilety można kupić bezpośrednio u kierowcy i kosztują 12 SCR, niezależnie od dystansu.

Od poniedziałku do soboty częstotliwość kursów na głównych drogach jest dość wysoka (do kilku razy na godzinę). W niedzielę autobusy kursują rzadziej (raz na godzinę). 

Komunikacja publiczna funkcjonuje na Seszelach tylko w ciągu dnia, a więc maksymalnie do godz. 18. Godziny odjazdów można sprawdzić w aplikacji przewoźnika SPTC, trzeba je jednak traktować czysto orientacyjnie. Żaden z autobusów, którym podróżowaliśmy, nie przyjechał o czasie, a zdarzało się, że nie przyjechał wcale. Jeśli więc zbliża się zachód słońca, a Wy jesteście na drugim końcu wyspy, dla pewności lepiej wracać do hotelu co najmniej przedostatnim kursem.

Jeśli chodzi o same autobusy… No cóż, poruszają się, i to tutaj wystarczy. Przejechałem kilka miejsc, które uznawane są za piekło dla kierowców (Madera, Wietnam), ale po pobycie na Seszelach uważam, że to praca tutejszego kierowcy jest chyba najbardziej wymagająca. Drogi są tu miejscami wąskie, kręte i pozbawione barierek, Ty zaś mkniesz na złamanie karku stalową puszką, która wygląda jakby była złożona przy pomocy rąk i młotka w indyjskiej fabryce w latach 80. 

Co najlepsze, do tych stalowych puszek da się wepchnąć zaskakująco dużo ludzi. Seszelskie autobusy są mniejsze i węższe niż ich polskie odpowiedniki, a mimo to znajdziesz w nich 5 rzędów siedzeń. Magia. 

Z tego względu podróżowanie seszelskim zbiorkomem z bagażem jest dość uciążliwe. W niektórych przypadkach kierowcy mogą odmówić przejazdu, jeśli autobus będzie zatłoczony. Gdy ostatniego dnia naszego "dodatkowego" pobytu na Mahe zmierzaliśmy z naszymi rzeczami na lotnisko, okazało się, że z powodu święta narodowego obowiązywał niedzielny rozkład jazdy, zaś to, co już pojawiło się na przystanku, było wypełnione po brzegi. Na szczęście ostatecznie udało nam się coś złapać, ale w pewnym momencie czas już gonił nas na tyle, że byliśmy gotowi zamówić taksówkę. I w ten sposób płynnie przejdziemy do kolejnego środka transportu na wyspach.

Taksówki

Taxi na Seszelach jest KOSZMARNIE drogie. Jeśli łapiesz auto prosto z ulicy, zapłacisz 1/3 mniej niż przy zamówieniu przejazdu przez telefon, a i tak Twoja dusza płacze przy sięganiu do portfela.

Nasz plan tamtego dnia zakładał dostanie się z Mahe na Praslin samolotem (który również później opiszę) i dotarcie do portu po drugiej stronie wyspy. Gdy wylądowaliśmy na Praslin i z naszym bagażem pojawiliśmy się na przystanku autobusowym, zaczepiła nas starsza pani, która również tam czekała. Powiedziała nam, że z takimi walizkami nie zostaniemy wpuszczeni na pokład. Ponieważ dotychczas lokalsi zawsze bezinteresownie służyli nam dobrą radą, zdecydowaliśmy się złapać taksówkę z ulicy. Nie było to jednak łatwe, bo Praslin w porównaniu do Mahe jest bardzo spokojną wyspą i ruch uliczny jest tu dużo mniejszy.

Gdy w końcu udało nam się zatrzymać taksówkę, kierowca określił swoją stawkę na 450 SCR. 150 zł za przejechanie 10 kilometrów? Teraz już wiecie, dlaczego na Seszelach nie opłaca się jeździć taxi.

Prom

Przeprawy promowe są najczęściej wybieranym środkiem transportu między trzema wyspami. Choć pomiędzy Mahe i Praslin istnieje również możliwość wykorzystania lokalnego połączenia lotniczego, to z Praslin na La Digue można dostać się wyłącznie drogą morską. Rejs na La Digue odbywa się szybką łodzią przewoźnika Cat Cocos. Trwa 15 minut i kosztuje ok. 110 zł od osoby. Cena obejmuje również bilet powrotny. Prom kursuje 4 razy dziennie, bilety można zarezerwować na stronie przewoźnika.

Podczas gdy podróż statkiem między Praslin i La Digue jest bardzo wygodna, to trasa Mahe - Praslin nie przebiega tak miło. Z wielu opinii znalezionych w internecie wyczytaliśmy, że jeśli fale są duże, to rejs zamienia się w koszmar. Ponieważ chcieliśmy uniknąć nieprzyjemności, zdecydowaliśmy się na podróż na Praslin samolotem.

Bilet na prom Mahe - Praslin w obie strony kosztuje ok. 550 zł za osobę, podczas gdy cena przelotu to ok. 1100 zł. Jak widać, cena jest dwukrotnie wyższa, ale dzięki temu Twoja podróż skraca się o godzinę i unikniesz ponownego zobaczenia swojego śniadania. 

Samolot

Pomiędzy Mahe a Praslin kursują samoloty linii Air Seychelles. Są to małe śmigłowe jednostki, do których wchodzi max. kilkanaście osób. Są to na tyle małe samoloty, że jeśli trafią Ci się miejsca w pierwszym rzędzie, to możesz bez problemu podrapać kapitana po plecach.

Lot trwa tylko 15 minut i pozwala obejrzeć wyspy z góry, co jest atrakcją samą w sobie. Jeśli chodzi o kwestie formalne, to w przypadku lotów między wyspami obowiązują trochę inne zwyczaje niż w europejskich liniach. Na lotnisku wystarczy pojawić się godzinę przed wylotem. Check-in i kontrola bezpieczeństwa przebiegają błyskawicznie.

Rower

Ostatnim środkiem transportu, jakiego używa się na Seszelach, jest rower. Jednoślady królują przede wszystkim na La Digue. Sama wyspa jest malutka - wystarczy niecała godzina leniwej przejażdżki, by dotrzeć z jej jednego końca na drugi. Z tego względu jedynymi samochodami na wyspie są dostawczaki i pojazdy służb komunalnych. Miejscowi oraz turyści poruszają się tutaj siłą własnych mięśni. Dzięki temu La Digue ma unikalny, kameralny charakter i życie na niej toczy się swoim niespiesznym tempem. Każdy zna tu każdego, a rowery z reguły zostawia się niezabezpieczone na poboczu drogi (bo dokąd ewentualny złodziejaszek miałby z nimi uciec?). Rowery można wypożyczyć w wielu miejscach na wyspie, a część noclegów również oferuje swoje jednoślady dla gości. Ceny wynoszą od 5 do 10 EUR za dzień. 


W skrócie

  • Połączenia autobusowe na Mahe są dość rozbudowane, ale nie zwiedzisz z nimi całej wyspy.
  • Autobusy nie są punktualne i nie kursują po godz. 18. Unikaj podróży nimi, jeśli masz duży bagaż.
  • Taxi na Seszelach jest bardzo nieopłacalne.
  • Podróż pomiędzy Mahe a Praslin można odbyć promem lub samolotem. Jeśli masz chorobę morską, wybierz samolot
  • Pomiędzy Praslin a La Digue kursują wyłącznie promy, ale podróż przebiega w komfortowych warunkach.
  • Bilety na prom kupisz na https://booking.catcocos.com/
  • Bilety na samolot kupisz na https://www.airseychelles.com/
  • Na La Digue obowiązkowo wypożycz rower. Przed przyjazdem porównaj cenę oferowaną przez swojego gospodarza z tą w wypożyczalni.

Pytania i odpowiedzi

Czym po kolei poruszaliście się po wyspach i ile to kosztowało?
Ceny spisałem w listopadzie 2022:
  • Autobusy na Mahe: 12 SCR za kurs.
  • Lot Mahe-Praslin: 3400 SCR za osobę w obie strony.
  • Taxi pomiędzy lotniskiem w Praslin i portem: 450 SCR.
  • Prom na La Digue: 350 SCR za osobę w obie strony.
  • Rower na La Digue: niestety nie zapisałem ceny.

Z jakim wyprzedzeniem warto kupić bilety?
Bilety na prom można kupić z kilkudniowym wyprzedzeniem. Bilety na lot między wyspami lepiej kupić z co najmniej miesięcznym wyprzedzeniem. Ponieważ samoloty są małe, kursy w szczególnie atrakcyjnych godzinach mogą się szybko wyprzedać. Z drugiej strony, lotów do wyboru jest naprawdę dużo.

Eksperyment: jak przeżyć miesiąc za (pół)darmo?

Ponieważ od kilku miesięcy kupujemy ze Śliwką głównie produkty w promocjach, nasza zamrażarka stopniowo zaczęła się zapełniać. Pamiętając poprzednie podwyżki cen na przełomie 2021 i 2022 roku, tym razem postanowiliśmy wykorzystać naszą rutynę oszczędzania i przygotować się na nadejście kolejnych podwyżek w styczniu 2023 r. 

Plan był prosty:

  • Przed nadejściem nowego roku jak najczęściej kupujemy rzeczy w promocjach typu "2 + 1 gratis"
  • Nadmiarowe produkty wsadzamy do zamrażarki, gromadząc powoli zapasy
  • W styczniu ograniczamy zakupy w sklepach do koniecznego minimum.

Istnieje kilka zalet takiego podejścia:

  • Opóźniamy szok cenowy po kolejnych podwyżkach. Zakupy w wyższych cenach będziemy zmuszeni robić dopiero od lutego. 
  • Oszczędzamy czas na zakupach. Przed eksperymentem chodziliśmy do sklepu 5-6 razy w tygodniu. 
  • Oszczędzamy pieniądze. Nie tylko wcześniej dostawaliśmy dodatkowe produkty za (pół)darmo, ale i pozostałe kupowaliśmy nadal po niższych cenach.

W swoich zapasach mieliśmy więc duże ilości półproduktów sypkich (ryż, kasza, makarony), mrożonego nabiału (głównie serów) oraz produktów wegetariańskich (hummusy, kabanosy, wege klopsiki). Do tego dochodziły dania gotowe kupione w sklepach (pierogi, polędwiczki z kurczaka) oraz pudełka, w których trzymaliśmy dodatkowe porcje zrobionych przez nas wcześniej obiadów. Jadłospis był na tyle urozmaicony, że każdego dnia mogliśmy wybrać inne danie. Wystarczyło je szybko przygotować z dostępnych składników lub tylko odgrzać w mikrofali. 

Jednym z założeń było to, że na czas eksperymentu przestajemy robić zakupy na promocjach i odwiedzamy sklep tylko w stanie wyższej konieczności. Czym była owa "wyższa konieczność"? Któregoś dnia po rozpoczęciu naszego wyzwania zauważyłem, że skończył nam się… papier toaletowy. Dawno nie sprawdzałem, ile nam go zostało i ostatecznie niemile się rozczarowałem. Kilka razy uzupełniliśmy też w markecie nasze zasoby świeżych owoców i warzyw. Przy odpowiednim planowaniu dałoby się zaopatrzyć w nie wcześniej, ale przyznam, że zapomniałem o tym temacie. Na pewno jest to ważna lekcja na kolejną edycję.

Spójrzmy teraz na liczby. Chciałbym porównać nasze styczniowe wyniki do października i grudnia 2022. Skąd taki dobór miesięcy? Z racji nadchodzących świąt, grudzień jest miesiącem zakupowym, więc wydane kwoty są naturalnie wyższe. Ponieważ w listopadzie nie było nas w kraju przez ponad tydzień, dane z tego miesiąca byłyby niemiarodajne, więc naturalny wybór padł na październik, w którym konsumencko u nas niewiele się dzieje.

Porównajmy:

  • W grudniu 2022 byliśmy w sklepach 22 razy (liczę to jako dni, w których coś kupowaliśmy) i wydaliśmy 1866,11 zł.
  • W listopadzie 2022 byliśmy w sklepach 22 razy i wydaliśmy 1250,64 zł.
  • Jak widać, zakupy robiliśmy bardzo często, różniła się tylko liczba produktów, które kupowaliśmy podczas wizyty w sklepie. Możemy więc przyjąć, że średnio w miesiącu na zakupy chodziliśmy 22 razy i wydawaliśmy 1558,38 zł.
  • Dla porównania, w styczniu 2023 byliśmy w sklepach 7 razy i wydaliśmy 437,13 zł.

Jak widać, udało nam się zredukować wizyty w sklepie i całkiem sporo oszczędziliśmy. Muszę jednak przyznać, że nie jestem do końca zadowolony z efektów końcowych tego eksperymentu, bowiem oczekiwałem większych oszczędności. Jednak tak jak wspomniałem, część zakupów była spowodowana brakiem w domu kilku podstawowych produktów i jest to ważny punkt do poprawy przy następnym podejściu. Kilka razy odwiedziliśmy sklep ze względu na atrakcyjną promocję - ciężko się oprzeć, gdy Biedronka podsuwa Ci drugie tofu za darmo. Uważam to też za cenny wniosek: mimo dość restrykcyjnego podejścia do zakupów nadal łatwo nam ulec niektórym pokusom. 

Co uważam za największą zaletę tego eksperymentu? Muszę przyznać, że przede wszystkim oszczędność czasu. Myśl o większej ilości pieniędzy zostających w portfelu jest dla mnie miła, ale największą radość przez ten miesiąc sprawiła mi świadomość, że nie muszę co 2 dni wymyślać obiadu ani ślęczeć w kuchni. Wystarczy tylko wyciągnąć z zamrażarki pudełko z obiadem i je ugrzać.

Po pierwszej edycji naszego doświadczenia zdecydowanie stwierdzam, że warto go robić częściej. Co chcę zmienić z kolejnym podejściem?

  • Gotować jeszcze większe porcje posiłków i mrozić nadmiar. Zdecydowanie jest to łatwiejsze, niż obmyślanie wielu dań. Warto jednak znaleźć w tym planowaniu umiar, by nie popaść w monotonię.
  • Ograniczyć gotowanie do 1 dnia w tygodniu. Przygotować obiady na miesiąc w jeden dzień? Brzmi karkołomnie, ale chętnie sprawdzę, czy to możliwe. Z pewnością opiszę swoje wrażenia na blogu.
  • Kupić zapas świeżych owoców, warzyw i nabiału. Na pewno warto zgromadzić większe ilości marchwi i jabłek, ponieważ mogą długo leżakować. Jogurty, jajka i mleko spokojnie wytrzymają w lodówce pół miesiąca. 

W skrócie

Jak przeżyć miesiąc za (pół)darmo?

• Kupuj swoje ulubione produkty w promocjach "2+1". Masz wtedy pewność, że je wykorzystasz.

• Jeśli masz możliwość długiego przechowania zakupów, zrób ich jak najwięcej.

• Pamiętaj o zrobieniu zapasów świeżych owoców i warzyw.

• Nie kupuj na zapas samego jedzenia, pamiętaj też o chemii gospodarczej

Pytania i odpowiedzi

Czy łatwo jest dostać rzeczy w promocjach typu "2+1"?
To zależy od produktu. Część z nich często przewija się w ofertach sklepów, np. sery w plastrach, tofu, jogurty. Niektóre (np. napoje gazowane lub dania gotowe) dostać trudniej. Jeśli zauważysz promocję, która Cię interesuje, masz miejsce w zamrażarce i wiesz, że prędzej czy później zużyjesz dany produkt, kup go duże ilości. Jeśli np. lubię przekąsić sobie kabanosy i widzę atrakcyjną promocję, kupuję od razu 10 opakowań i je mrożę. Część sklepów może wprowadzać limit na szczególnie popularne wyroby, dlatego warto przeczytać w gazetce lub na cenówce informacje zapisane drobnym drukiem. Nawet jeśli obecnie nie widzisz swojego produktu w wyjątkowo atrakcyjnej promocji, może i tak warto go kupić, jeśli jest tańszy? Moim zdaniem -50% na drugiej rzeczy również jest opłacalne.

Mam dużą rodzinę, jak ja mam to wszystko zmieścić do moich 3 szuflad w zamrażarce?
Kup drugą. Nie, nie żartuję. Pełnowymiarowa zamrażarka szufladowa kosztuje ok. 2000 zł i według uśrednionych danych za 2022 rok, zużywa prąd o równowartości ok. 210 zł (wyższe klasy energetyczne będą tańsze w utrzymaniu). Na samych promocjach zaoszczędzisz w ciągu roku ok. 2400 zł. Są to wyliczenia dla dwóch osób, więc jeśli masz dzieci, zyskasz jeszcze więcej. Inwestycja zwróci się więc w mniej niż 12 miesięcy.   

A czy Ty robisz zapasy swoich ulubionych produktów? Masz taki, który możesz polecić? Daj znać w komentarzu!